Staramy się zapewnić naszym dzieciom wspaniałą przyszłość. Chcemy by były wykształcone, niezależne i spełnione. Jednocześnie nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał świat w drugiej połowie XXI wieku. Czy możemy zatem pokierować ich rozwojem już dziś, tak aby mogły być szczęśliwe?
Jako ludzie, wkraczamy w zupełnie nową erę. Zmiany społeczne, które czają się tuż za rogiem będą miały ogromne znaczenie. Wszystko za sprawą technologii, która rozwija się z prędkością światła i z naturalną lekkością, wespół z człowiekiem, kreuje dzisiejszą rzeczywistość.
Szalonego tempa rozwoju nie da się dłużej ignorować. Jednego możemy być pewni. Postęp, który dokona się w najbliższych latach będzie nie lada zaskoczeniem. Rewolucja dzieje się praktycznie na naszych oczach. Autonomiczne pojazdy nikogo już nie dziwią. Singapur i Dubaj otwierają przestrzeń powietrzną dla taksówek-dronów, a seriale na wieczór polecają nam algorytmy sztucznej inteligencji.
Mimo najszczerszych chęci, nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądała nasza rzeczywistość za 10 lat. Jednocześnie musimy zapewnić naszym dzieciom edukację, dzięki której odnajdą się w znacznie odleglejszej przyszłości. Maluchy, które dzisiaj maszerują dziarsko do pierwszej klasy, będą przechodzić na emeryturę w roku 2070!
Musimy przygotować dzieci na przyszłość, której jeszcze nie znamy i pewnie nie będziemy mogli poznać. Wszyscy chcemy dla nich dokładnie tego samego – żeby były w tej przyszłości wolne i szczęśliwe. To, czy rzeczywiście będą, zależy w dużej mierze od tego jak dzisiaj pomyślimy o ich kształceniu.
Tymczasem w szkołach
Z podniesioną przyłbicą wkraczamy w przyszłość. Tymczasem system powszechnej edukacji, który czeka na nasze pociechy zupełnie nie przystaje do swoich czasów. Jego podstawowe założenia oparte są o realia, w których powstał – rewolucję przemysłową, która zdarzyła się mniej więcej w połowie XIX wieku.
W czasie, gdy towary zaczynały napływać do miast koleją szynową, a w fabrykach montowano pierwsze napędzane parą taśmy produkcyjne, wytworzyła się zupełnie nowa – industrialna struktura społeczna. W takich oto okoliczności narodziło się zapotrzebowanie na standaryzowaną i powszechnie dostępną edukację.
Cele masowej edukacji w XIX wieku odpowiadały uprzemysłowionej rzeczywistości. Największe zapotrzebowanie dotyczyło robotników fizycznych. Niezbędni byli również pracownicy administracyjni niższego szczebla. Szczególnie duży popyt na kadry urzędnicze zgłaszały kraje kolonialne, które zarządzały transkontynentalnymi interesami, gdy najbardziej efektywnym sposobem przekazywania informacji była poczta morska.
Standaryzacja
Systemy powszechnej edukacji zostały zaprojektowane tak, aby sprawnie wytwarzać kadry, które obsłużą nową rzeczywistość gospodarczą. Każdy pracownik powinien był posiadać podobny zestaw umiejętności, który nadawał się do uniwersalnego zastosowania.
Aby zapewnić efektywność systemu, wprowadzona została standaryzacja. Linearny proces kształcenia polegał na przechodzeniu z jednego etapu do kolejnego, a przepustką do wyższej edukacji były kolejno zaliczane, projektowane centralnie testy. Osoby, które miały problem z dostosowaniem się do wymagań stawianych przez system były przez niego automatycznie eliminowane i nie kończyły szkoły.
Brzmi znajomo? Bardzo podobnie wygląda powszechny system edukacji, w którym funkcjonują dziś nasze dzieci. Oczywiście, zmieniło się to i owo. Założenia pozostały jednak te same. Nadal produkujemy sprawnie działające tryby do maszyny, która już od dawna nie istnieje.
Standaryzacja i ciągłe podnoszenie progów na dłuższą metę nie zaprowadzi nas daleko z bardzo prostej przyczyny. Zbyt mocno różnimy się od siebie nawzajem. Każde dziecko ma własne potrzeby, talenty i doświadczenia. W szkole, której zadaniem jest produkcja identycznych modeli nie da się zrealizować szczęścia wszystkich dzieci. W takiej rzeczywistości nie można bowiem zadbać o osoby, które wymykają się programom spisanym w marmurowych gabinetach ministerstwa edukacji.
A co z uczniami, którym się udaje? Osiągają wspaniałe wyniki, utrzymują ciekawość i nieustannie chcą się rozwijać. Czy nie są oni dowodem na to, że system edukacji jaki znamy dzisiaj, pozwala na urzeczywistnienie pełnego potencjału uczniów? Zupełnie nie. Są oni jedynie dowodem na to, że pomimo niesprzyjających okoliczności możliwe jest osiągnięcie niesamowitych wyników.
Czy istnieją dobre szkoły?
Oczywiście, że tak! Na świecie nie brakuje przecież wspaniałych ludzi, którym zależy na prowadzeniu porywających lekcji i tworzeniu troskliwego środowiska do nauki. Niskopoziomowe zmiany w lokalnych społecznościach dają dowód, że odpowiedzialna edukacja jest potrzebna i w pełni możliwa.
Doskonałym przykładem pedagoga, który wyszedł poza schemat i osiągnął przy tym niesamowite rezultaty jest Richard Gever. Kiedy, został dyrektorem szkoły Grange, nie miała ona najlepszej reputacji. Wyniki były coraz słabsze, a rekrutacja z roku na rok wypadała gorzej.
Richard zastanawiał się, jak ze szkoły o złej sławie stworzyć miejsce, które pomoże uczniom urzeczywistnić ich pełny potencjał. Wyszedł od założenia, że dzieci mają naturę odkrywców. Bez przerwy chcą wiedzieć więcej i uczyć się nowych rzeczy. Niestety ta cudowna właściwość umyka, często bezpowrotnie, wraz z rozpoczęciem sformalizowanej edukacji w szkole podstawowej. Gever zastanawiał się w jaki sposób system hamuje ten niesamowity pęd ku wiedzy i czy istnieje sposób na jego utrzymanie.
Obserwacje potwierdziły, że dzieci w wieku przedszkolnym mają naturalną predyspozycję do angażowania się w odgrywanie ról. Tak narodził się pomysł stworzenia Grangeton – miasta wewnątrz szkoły, gdzie każdą pracę wykonywali uczniowie. Kiedy nowej wiedzy towarzyszyło wielowymiarowe doświadczenie, dzieci zaczynały zdecydowanie aktywniej uczestniczyć w zajęciach i efektywniej opanowywać nowy materiał. Powstawała przy tym barwna narracja, która stale rozbudzała ciekawość.
Odgrywanie ról przypadło także do gustu starszym uczniom. Z czasem, w Grangton powstało nawet radio i stacja telewizyjna, które nadały sens trenowaniu umiejętności językowych. Podstawowym założeniem metod dydaktycznych w szkole Richarda stało się bogactwo przeżyć, doświadczeń i kontekstów. Nie trzeba chyba dodawać, że strategia przyjęta w Grange dała niesamowite rezultaty, znacznie przewyższające pierwotne oczekiwania. 😉
Potencjał kreatywnych zajęć
Kolejnym niesamowitym przykładem nauczyciela, który na nowo zdefiniował edukację w swoim środowisku jest Rafe Esquith. Przez 30 lat uczył w szkole Hobart, nieopodal Los Angeles, która przyjmowała głównie dzieci imigrantów z Azji i Ameryki Łacińskiej. W związku z tym, trafiali tam uczniowie, którzy często nie mówili nawet po angielsku. Rafe stworzył klasę, która otworzyła dla nich drogę do nowych możliwości. Jej absolwenci kończyli następnie szkoły średnie, a potem najlepsze uniwersytety w Stanach. Wszystko dzięki sztukom Szekspira!
Uczniowie Rafe’a wybierają jedną sztukę każdego roku. Analizują ją, rozbierają na części pierwsze, poznają postaci i wchodzą w poszczególne role. Przeżywają sztukę w trakcie zajęć przez kilka miesięcy, aby na koniec semestru dać mistrzowskie przedstawienie, które zawsze gromadzi komplet na widowni.
Szkoła Hobart stała się miejscem, do którego uczniowie chcą wracać każdego dnia. Udało się dokonać czegoś praktycznie niemożliwego. Dzieciaki kwalifikujące się do pomocy społecznej, które według amerykańskich statystyk nie miały szans na ukończenie szkoły średniej, wracają po latach z dyplomami ukończenia najlepszych szkół na świecie!
Czy istnieje zatem uniwersalny przepis na dobrą edukację?
Przykładów wspaniałych szkół jest wiele i można mnożyć je bez końca. Czy istnieje zatem przepis na doskonały i uniwersalny plan edukacyjny, który czerpałby z dobrych doświadczeń lokalnych inicjatyw?
Zupełnie nie tędy droga. Siła tych wszystkich wspaniałych projektów tkwi w indywidualizacji. Zostały one opracowane w miejscu, gdzie nauczanie staje się rzeczywistością – w szkole, wśród nauczycieli i uczniów. W żywym środowisku i w odpowiedzi na jego potrzeby.
Edukacja wcale nie potrzebuje dziś centralnego zarządzania. Potrzebuje za to dobrego klimatu opartego na uniwersalnych wartościach i elastyczności, która pozwoli na dostrzeżenie indywidualnych potrzeb każdego małego ucznia.
Klimat dla dobrej edukacji
1. Zaakceptujmy błędy
Większość dorosłych boi się popełniać błędy. Prawdę mówiąc nie ma się co dziwić. Przecież przez lata funkcjonowaliśmy w rzeczywistości, w której błąd jest najgorszą rzeczą, jaką tylko można zrobić. Jaki jest tego efekt? Edukujemy dziś ludzi, którzy w obawie przed pomyłką chowają głowę w piasek, zamiast stawiać czoła wyzwaniom. W miejsce kultury osiągnięć promujemy kulturę posłuszeństwa. Zamiast cieszyć się nieskończonym potencjałem ciekawości martwimy się wynikami. W takich warunkach ciężko jest myśleć o przyszłości, która niesie ze sobą niezliczoną ilość problemów do rozwiązania.
Pozwalajmy dzieciom się mylić. Zaakceptujmy proces nauki ze wszystkimi jego elementami. Tak długo, jak uczniowie będą uważali błędy za immanentną cechę procesu nauki, tak długo będą śmiało podejmować się nowych wyzwań.
2. Dajmy dzieciom czas
Motto klasy Rafe’a brzmi: „Nic na skróty”. Nie ma magicznych metod, które pozwolą opanować język obcy w trzy dni i nauczyć się rachunku różniczkowego przez sen. W kulturze funkcjonuje motyw „lejka mądrości”. Każdy przecież kiedyś o nim marzył. Taki lejek przykłada się zwyczajnie do środka czoła i z jego pomocą przelewa się wiedzę wprost do głowy. Wspaniałe urządzenie, problem w tym, że istnieje jedynie w bajkach.
Mimo to ulegamy złudzeniu, że pewne właściwości lejka są dla nas dostępne. Manifestują się raz na jakiś czas w cudownych kursach, które z naszych dzieci maja zrobić geniuszy w kilka tygodni.
W rzeczywistości proces dojrzewania intelektualnego jest rozłożony w latach. Wypełniają go liczne próby, niepowodzenia i zmiany zainteresowań. To wszystko staje się naturalne, jeśli tylko pozwolimy naszym dzieciom się mylić. Wówczas będą miały szansę na bogate i pełne przygód życie intelektualne.
Każdy czas w rozwoju dziecka jest tak samo ważny. Dzieci dojrzewają się w różnym tempie i system edukacji powinien być na to wrażliwy. Trzeba pamiętać o tym, że dziecko w wieku trzech lat, to nie połowa sześciolatka. Jaki jest cel zmuszania przedszkolaka do czytania, kiedy zupełnie nie jest na to gotowy? I w drugą stronę, dlaczego powstrzymywać dzieci, które opanowały już przewidziany dla swojej grupy wiekowej materiał, od spróbowania czegoś trudniejszego?
3. Cała paleta aktywności
Zaserwujmy dzieciom nieskończone bogactwo doświadczeń. Opowiadajmy im barwne historie i pozwalajmy odgrywać różne role. Nadajmy wiedzy znaczenie i stwórzmy warunki przeżywania dobrych emocji. Wykorzystajmy różnorodność technik dydaktycznych.
Powalajmy naszym dzieciom grać na scenie, wcielać się w dorosłych i odkrywać niesamowite rzeczy w laboratoriach. Niech tańczą, śpiewają i bawią się w sposób zgodny z ich naturalnymi potrzebami, a efekt będzie zdecydowanie lepszy niż nauka w klasie, w której na starcie czeka kartkówka, a potem zacięta płyta recytuje w kółko: Unit one, exercise seven. Listen and repeat.
4. Stwórzmy przestrzeń, którą da się lubić
Jeśli mielibyśmy wybrać jedną rzecz, do której człowiek nadaje się najlepiej, z marszu można wskazać naukę i przyswajanie nowych wiadomości. Mózg jest jak ogromna gąbka, w którą wsiąknie każda ilość informacji, która znajduje się w jego otoczeniu. Nie potrafi inaczej. Bez przerwy przetwarza, nazywa i zapamiętuje wszystko wokół.
Tymczasem szkoła, która powinna być dla istot stworzonych do nauki środowiskiem tak naturalnym jak lodowiec dla polarnego niedźwiedzia, nie ma wśród uczniów zbyt dobrej sławy. Większość dzieci kojarzy ją z wkuwaniem na pamięć niezliczonej ilości informacji, trudnymi klasówkami i morderczymi egzaminami raz na klika lat. Czas w ciągu dnia podzieliliśmy na czas, który musimy spędzać na nauce i czas wolny. Za spędzenie kilku chwil przy książkach nagradzamy się małymi przyjemnościami (Jeszcze tylko 5 minut i czekoladka).
Nie ma się co dziwić. System edukacji zgotował naszym dzieciom zupełnie nieprzyjazne środowisko, w którym błąd jest obarczony formalnymi konsekwencjami, a głównym celem jest przyswojenie jak największej ilości informacji których znajomość zaowocuje pożądaną ilością punktów egzaminacyjnych. Te z kolei będzie można przeliczyć na punkty rekrutacyjne, które zagwarantują im miejsce w kolejnym etapie sformalizowanej edukacji. I tak przez 15 lat.
Zanim poślemy dzieci do szkoły, uczą się bez lęku. Przyswajają nowe słowo co 90 minut, każdego dnia, bez wkuwania. Wykazują nieskończoną ciekawość otoczeniem, którą przy odrobinie wysiłku jesteśmy w stanie w nich utrzymać. Naszym zadaniem jest inspirować, zachęcać i podziwiać, jak mali odkrywcy zdobywają kolejne umiejętności. Zaprojektujmy otoczenie, które będzie prowokować do różnorodnych doświadczeń, tak jak zrobił to Richard Gever zakładając miasto Grageton.
5. Doceńmy naszych nauczycieli
Edukacja bez nauczycieli nie istnieje. Dlatego bardzo niepokojąca jest deprofesjonalizacja kadry pedagogicznej. Mówimy o tym, jak ważną funkcję społeczną pełni edukacja. W tym samym czasie nasi nauczyciele są wynagradzani zdecydowanie poniżej swoich umiejętności i wagi problemów, którymi się zajmują.
To właśnie dobry nauczyciel jest wstanie wyjść poza ramy standaryzacji. To przede wszystkim on zna swoich uczniów, ich indywidualne problemy, aspiracje i marzenia. Jako jedyny jest w stanie zaprojektować odpowiadający różnym potrzebom uczniów proces nauki.
To właśnie ludzie z pierwszej linii stoją za niesamowitymi projektami, które służą dzisiaj za przykłady na konferencjach edukacyjnych. Żaden ministerialny program nie zakłada przecież budowania miasta wewnątrz szkoły albo odgrywania Szekspira w podstawówce. Za tymi pomysłami stoją nauczyciele z pasją i miłością do uczniów. Tak długo, jak nie będziemy ich doceniać, tak długo nie stworzymy realnej zmiany w systemie edukacji.
Coraz więcej krajów świadomie zmienia pozycję zawodową nauczycieli. Doskonałym przykładem może być legendarny już fiński system edukacji publicznej. Zyskał on rangę najważniejszej sfery funkcjonowania państwa i tym samym zdefiniował na nowo pozycję społeczną dydaktyków. W efekcie na fińską pedagogikę trudniej jest się dostać niż na prawo, medycynę czy politechnikę.
Co dalej?
Jak zatem zatroszczyć się o edukację naszych dzieci? Jak przygotować je na życie po roku 2050? Jak zaplanować ich naukę, skoro zawody, które będą wykonywać jeszcze nie powstały?
Możliwe, że nigdy nie dowiemy się jaka przyszłość czeka nasze dzieci. Możemy być jednak pewni, że jeśli tylko sprawimy, że będą dostrzegać wartość w zdobywaniu wiedzy, poradzą sobie z niemal każdym problemem. Poza standardowym zestawem umiejętności człowieka naszych czasów, musimy także zadbać o to, by nigdy nie straciły wrodzonej ciekawości i szczerej fascynacji otaczającym je światem.
Szczęśliwie, dobra edukacja istnieje. Wspaniałe pomysły powstają każdego dnia i gromadzą wokół siebie ludzi pełnych zapału i entuzjazmu. Wystarczy poszukać miejsc, które rewolucję w myśleniu nauczaniu mają już za sobą. Warto także mówić głośno o tym, że każde dziecko zasługuje na troskliwą edukację dobrej jakości.
Źródła:
Speitzer M. (2007) Jak się uczy Mózg, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
Robinson K. Aronica L. (2015) Kreatywne szkoły, Wydawnictwo Element, Kraków
Ford. M. (2016) Świt robotów, cdp.pl, Warszawa
Esquith R. (2007) Teach like your hair is on fire, Penguin Books Ltd., London
Ciekawy artykuł. Coraz więcej mówi się o potrzebie zmian w edukacji, ale niewiele się zmienia. Mam nadzieję, że krok po kroku pojdziemy w dobrą stronę na szerszą skalę. Artykuł zachęca do baśniowej nauki chińskiego:)